Reklama

To nie koniec jej zemsty

Desperacko starała się ratować małżeństwo. Uważała, że dziecko z Kazimierzem uleczy ich związek. On tego nie chciał. Teraz za to płaci.

Rozczochrane włosy, poszarzała cera, a do tego niemal półnaga, z odkrytym ramieniem. W takim stanie fotoreporterzy przyłapali Isabel Marcinkiewicz (34), żonę byłego premiera, w chłodny styczniowy poranek. Wyglądała jak w obłędzie. Jak się okazuje, po wypadku samochodowym, któremu uległa przed Bożym Narodzeniem, wciąż nie odzyskała władzy w lewej ręce.

Nie jest w stanie samodzielnie się ubierać. Po opuszczeniu szpitala wróciła do pustego domu, bo jak wyznała w głośnym wywiadzie, udzielonym ostatnio jednemu z tabloidów, Kazimierz Marcinkiewicz (56) już pół roku temu wyprowadził się od niej. Została sama. I tylko bliscy wiedzą, jak desperacko walczyła o jego uczucia. Co się stało z ich miłością?

Reklama

Wszystko zaczęło się psuć, gdy w ubiegłym roku wrócili z Londynu do Polski. - Kazimierz przestał poświęcać jej czas, stawał się coraz bardziej chłodny. Isabel liczyła na to, że wspólne dziecko scementuje ich związek. Była zdeterminowana. Ale on nie chciał o tym słyszeć - zdradza jej dobra znajoma. Coraz częściej wymykał się z domu. Aż pewnego dnia spakował walizki.

Cienka granica między miłością a nienawiścią

Młoda małżonka błagała, by wrócił, prosiła o spotkania. 19 grudnia jadąc na jedno z nich straciła panowanie nad kierownicą. Z licznymi obrażeniami trafiła do szpitala. Prasę obiegły zdjęcia Kazimierza pochylającego się nad jej łóżkiem. Jakim szokiem był wywiad z Isabel, który ukazał się na początku stycznia.

- Po Nowym Roku pękło mi serce. Zrozumiałam, że Kaz przestał mnie kochać - czytamy. Zarzuciła mu m.in., że lansował się na jej wypadku, pozując w szpitalu paparazzim do zdjęć, a w rewanżu za odrzucenie, nazwała go krętaczem, marionetką bez moralnego kręgosłupa. Na tym nie koniec zemsty.

Isabel zamierza wydać książkę o kulisach małżeństwa. Marcinkiewicz boleśnie przekonuje się o tym, jak cienka jest granica między miłością a nienawiścią.

4/2015 Na Żywo

Na Żywo
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama