Reklama

Złoty pociąg i skarb templariuszy to nie wszystko. Jakie skarby skrywa Polska?

Złoty pociąg, bursztynowa komnata, czy skarb templariuszy. Mgliste, tajemnicze opowieści o skarbach ukrytych na polskich ziemiach wciąż poruszają wyobraźnię i motywują śmiałków do szukania drogocenności, które spoczęły w niewiadomym miejscu i nieznanych okolicznościach. Czego w Polsce od lat poszukują odkrywcy skarbów i dlaczego to, czego szukają, jest tak cenne?

Historia czy wymyślone legendy?

Historie sprzed wieków fascynują ludzi do dziś. Miłośników historii ciekawi przebieg wojen, życie ludzi w innych epokach, a każda najmniejsza rzecz z muzealnych zbiorów może być świadkiem tego, co zdarzyło się wiele lat wstecz. 

Sporo z cennych artefaktów już odkryto, a ich miejsce to obecnie muzea lub prywatne kolekcje. Jednak przed poszukiwaczami skarbów, przed archeologami wciąż jest jeszcze sporo do odkrycia. 

Wśród mitycznych przedmiotów są poszukiwane skarby, o których mówi się od wieków, a niektórzy wręcz są zdania, że skarby te nie istnieją, bo nie jest to możliwe, by zaginął cały pociąg lub... komnata. 

Reklama

Są jednak tacy, którzy marzą o odkryciu tych skarbów, a sporo z nich ma znajdować się na polskich ziemiach. O których złotych Gralach historii wciąż marzą śmiałkowie i które z nich możemy znaleźć w Polsce? 

Przeczytaj też: Polski "zamek Disneya" popada w ruinę. Co dalej z rezydencją?

Bursztynowa komnata i złoty pociąg. To nie igły w stogu siana

Jednymi z najczęściej wymienianych skarbów, które wciąż mają znajdować się na terenie Polski, są bursztynowa komnata i złoty pociąg. Nie brzmi to na małe zabytki, niewielkie skarby, które mogą być ukryte w zapomnianej piwnicy na wsi. 

Gottfried Wolfram był bursztynnikiem króla Danii. To z nim nierozerwalnie związana jest historia z tajemniczą komnatą. Wieść o zdolnym bursztynniku niosła się przez świat i w końcu dotarła do  króla pruskiego Fryderyka Hohenzollerna. 

Wynajął on Wolframa do wykonania komnaty pokrytej bursztynem. Bursztynnik oczywiście podjął się zadania i po pracy trwającej 11 lat, zespół artystów pod kierownictwem Wolframa, a następnie pod okiem Gottfrieda Turaua i Emesta Schachta, ukończył komnatę. Została ona stworzona z dwunastu płaszczyzn i dziesięciu fragmentów boazerii, tworząc swojego rodzaju drogocenne puzzle.

Trudno nawet określić cenę tego zabytku. Komnatę szybko uznano za ósmy cud świata, bo nie dość, że była ona bezcenna, to wykonana została w niezwykle drobiazgowy sposób. Stanowiła ona gratkę dla innych władców. W 1715 r. król Fryderyk Wilhelm I sprezentował ją w częściach carowi Rosji Piotrowi I. 

Bursztynowe panele zawisły w Sali Posłów w Pałacu Zimowym w Petersburgu, a następnie powędrowały do Pałacu Katarzyny w Carskim Siole. Przez wiele lat aż do 1941 roku cieszyły oczy miłośników sztuki. 

Jednak właśnie wtedy carski pałac został zajęty przez Wehrmacht. Komnata wówczas została zdemontowana, zapakowana w dokładnie 27 skrzyń i przewieziona ciężarówkami na stację kolejową Siewierskoje. Tam skrzynie znalazły się w pociągu do Królewca. Do 1945 wiadomo było, gdzie przebywa komnata, ale właśnie wtedy, gdy Niemcy uciekali z zajętych ziem w popłochu, słuch o komnacie zaginął. 

Niemcy chcąc bronić zdobyte w trakcie wojny dobra, wywozili je lub ukrywali, gdzie tylko mogli z nadzieją na późniejsze odebranie skarbów. Tak też miało być z bursztynową komnatą, którą według pogłosek ukryto w podziemnych korytarzach zamku w Pasłęku. W grudniu 1980 r. przeprowadzono tam badania, które wykazały, że w podziemiach może być ukryta nawet tona bursztynu

Pojawiły się także historie świadków, którzy mieli widzieć żołnierzy wyładowujących tam skrzynie. Choć wiele poszlak prowadziło do Pasłęka, to poszukiwania nie przyniosły żadnych rezultatów. 

Komnata, a raczej jej części są wciąż poszukiwane, podobnie jak złoty pociąg. To także legenda związana z III Rzeszą. Miał to być pociąg, który między listopadem 1944 a końcem stycznia 1945 roku wyruszył z Wrocławia w kierunku Wałbrzycha, ale nigdy tam nie dotarł. W wojennej zawierusze nie byłoby to nic dziwnego, gdyby nie historia związana z tym, co przewożono tym pociągiem. 

W pociągu miały znajdować się istne skarby - złoto, kosztowności i dzieła sztuki zrabowane przez nazistów w Polsce i Związku Radzieckim oraz tajne archiwa III Rzeszy. 

W trakcie podróży w kierunku Wałbrzycha "złoty pociąg" miał zostać zatrzymany, a jego niemiecka obsługa wymordowana. Wieść niesie, że dobra pochodzące z pociągu miały zostać ukryte w Górach Sowich, znajdujących się na terenie Dolnego Śląska. Jak nietrudno się domyślić, istnieją wciąż pasjonaci tej legendy, którzy wierzą w odnalezienie skarbów pochodzących z tego pociągu.

Przeczytaj też: Duża zmiana dla turystów odwiedzających Turcję. Słono zapłacimy za bilet wstępu

Skarb templariuszy na bagnach i złote ruble na Mazurach

Popularnością cieszą się także inne opowieści o zaginionych skarbach na polskich ziemiach. Choć są mniejsze niż komnata i pociąg, to nie są mniej drogocenne. 

Mowa tu chociażby o skarbie templariuszy, czyli o skarbie należącym do Zakonu Ubogich Rycerzy Chrystusa i Świątyni Salomona, który działał XII do XIV w.

Członkowie tego zgromadzenia mieli żyć w ubóstwie, a warunkiem wstąpienia do zakonu było zrzeczenie się dotychczasowego bogactwa. Osoba chcąca należeć do Templariuszy przekazywała zgromadzeniu swój majątek i to właśnie gromadzone dobra miały stanowić skarb. 

Tak więc paradoksalnie bracia żyjący w ubóstwie mieli pławić się w zgromadzonym bogactwie. O ich skarbach wiedziano niemal od początku, a król Francji Filip Piękny był dłużnikiem zakonu. To także on postanowił rozwiązać zgromadzenie.

Choć zakon został rozwiązany, to skarb, zgromadzony majątek... rozpłynął się w powietrzu według legendy. Dóbr Templariuszy szukano od tego momentu po całym świecie, myśląc, że Zakon musiał go gdzieś ukryć. Ślad padł nawet na... Polskę.

Templariusze dysponowali posiadłościami w Chwarszczanach, Rurce i Czaplinku. To właśnie tam według niektórych miał zostać ukryty ich skarb. By nie było zbyt łatwo Templariusze mieli ukryć swoje bogactwo nie w owych posiadłościach a na... okolicznych bagnach tak, by nikt nigdy nie odnalazł tego, co dla Zakonu było bezcenne. 

Złoto ukryte na Mazurach?

Inna legenda ukrytego tym razem na Mazurach skarbu dotyczy armii generała Samsonowa. To tam pod koniec 1914 roku rozbita przez Prusaków jedna z armii rosyjskich miała zostawić drogocenny skarb.

Miała posiadać 1 milion rubli, a pieniądze te miały pokrywać jej zapotrzebowania, jak chociażby transport. I jak możemy się domyślać, choć pewna część tych pieniędzy mogła zostać wydana wcześniej, tak Kwatermistrz armii mógł posiadać jakieś 200 tysięcy złotych w 5-rublówkach. To właśnie one budzą od lat zainteresowanie rozmaitych poszukiwaczy skarbów.

Złoto ma być do dziś ukryte między Nidzicą, Wielbarkiem a Olsztynkiem. Mówiono, że Samsonow wraz z adiutantem i pięcioma żołnierzami miał przewozić owe złoto wozem przez most znajdujący się nad dość bagnistą rzeką. Wóz miał okazać się za ciężki i pod jego naporem most załamał się. Wozu nie dało się już według opowieści wyciągnąć i tak ruble miały spocząć pokryte mułem rzeki.

Styl.pl
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama
Strona główna INTERIA.PL
Polecamy